Prawdziwa twarz prezesa Gralewicza, z ROD Na Paluchu.

PRL-owski pułkownik z esbeckimi metodami zwolniony!

 

 

Wielkie zmiany w urzędzie dzielnicy przy ul. Modlińskiej – pracownicy zostali bez głównego

kadrowego, do urzędu wraca za to zdegradowana przez burmistrza naczelniczka. Wszystko na

tle historii, którą żył cały urząd – ustawiane konkursy na stanowiska i mobbing, który zarzucano

kadrowemu. Kadrowiec to były wojskowy Jan Gralewicz, który jesienią 2006 r. startował do rady

dzielnicy z listy PO. Zdobył zaledwie 126 głosów. Nie przeszkodziło mu to jednak w samorządowej

karierze – w styczniu 2007 r. został naczelnikiem wydziału kadr w urzędzie dzielnicy Białołęka.

Na korytarzach krążyły plotki na temat traktowania przez Gralewicza pracowników. – Zastraszanie,

wyśmiewanie, ośmieszanie, podważanie kompetencji w obecności podwładnych – mówi Andrzej

Jaszczuk, szef komisji międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” w stołecznym ratuszu.

Nie rozumieliśmy, co skłoniło burmistrza do zatrudnienia tego człowieka. Emerytowany PRL-owski

pułkownik z esbeckimi metodami – mówi „Gazecie” radny opozycyjnego PiS.

 

W takiej atmosferze Gralewicz przez dwa lata przeprowadził kilkadziesiąt konkursów na stanowiska

w urzędzie. Jednym z nich był np. ten w kwietniu 2008 r., na stanowisko inspektora w wydziale spraw

społecznych (WSZ). Według naszych rozmówców Gralewicz interweniował na każdym jego etapie.

Miał wielokrotnie naciskać naczelniczkę tego wydziału, by na stanowisko przyjęła jego znajomą –

pielęgniarkę z 30-letnim stażem. – W ogłoszeniu o pracę tak zmienił warunki, by spełniała je jego

protegowana. – Chociaż podczas egzaminu kandydatka wykazała się całkowitym brakiem wiedzy,

Gralewicz i tak doprowadził do jej zatrudnienia – opowiada Jaszczuk.

– Ta pani była w trakcie studiów na kierunku zdrowie publiczne – tłumaczył „Gazecie” Gralewicz.

Więcej już z nami nie chciał rozmawiać.

 

Nasi rozmówcy opowiadają też o innym konkursie – na stanowisko w referacie ds. uzależnień i

przeciwdziałania przemocy w rodzinie. Gralewicz zmienił pytania konkursowe, ale zapomniał o

odpowiedziach w kluczu i nie pasowały one do pytań. Ostatecznie konkurs unieważniono.

 

Po tym skandalu burmistrz Jacek Kaznowski (PO) zarządził, że testy wiedzy oraz klucz odpowiedzi

muszą być deponowane w jego sekretariacie. Dwa tygodnie później zmienił zarządzenie: koperty

miały być co prawda deponowane w sekretariacie burmistrza, ale później przekazywane do wydziału

kadr i komisji konkursowej.

– To po to, żeby pan Gralewicz mógł przekazać je swoim protegowanym – przypuszczają nasi

rozmówcy.

 

W czerwcu zeszłego roku pracownikom urzędu puściły nerwy: dwie naczelniczki wydziałów (proszą

o anonimowość) złożyły skargę u burmistrza na ustawianie konkursów. Zarzuciły Gralewiczowi także

mobbing. Sprawa w lipcu trafiła do komisji antymobbingowej w ratuszu. – Wtedy rozpoczęły się w

urzędzie działania przeciwko obu paniom – mówi Jaszczuk.

Burmistrz Kaznowski – jak oświadczył – „utracił zaufanie” do obu naczelniczek i usunął je z urzędu.

Powodem miały być teksty w lokalnym piśmie „Echo Białołęki” opisujące wyczyny Gralewicza. Jedna

z buntowniczek została od października przeniesiona do USC przy ul. Andersa, druga pod koniec

września do urzędu dzielnicy na Targówku. Gralewiczowi burmistrz udzielił upomnienia z wpisaniem

do akt.

 

Jesienią w ratuszu Białołęki odbyły się dwie kontrole. Kontrolerzy nie byli zachwyceni kompetencjami

Gralewicza. – W dokumentach wytworzonych przez niego roiło się od błędów. Niech za wszystkie

wystarczy fakt, że były tam niezbędne do pracy oświadczenia podpisane przez Gralewicza. Czyli

naczelnik Jan Gralewicz sam od siebie przyjmował oświadczenia – mówi jeden z nich. „Kontrola

wskazała ponad sto konkretnych uchybień dotyczących dokumentów pracowników, a także błędy

natury generalnej w zakresie stosowania przepisów prawa pracy, a także błędy w prowadzeniu

procedur rekrutacyjnych. W wyniku kontroli negatywnie zweryfikowano kompetencje osoby

odpowiedzialnej za prowadzenie spraw kadrowych” – przyznaje Bernadeta Włoch-Nagórny. Sam

burmistrz nie miał dla nas czasu.

W końcu burmistrz otrzymał z ratusza kategoryczne polecenie zwolnienia Gralewicza z pracy i

wykonał zadanie: umowę już rozwiązano.

 

Kaznowskiemu nakazano też „odzyskać zaufanie” do jednej ze zdegradowanych urzędniczek i

przywrócić ją do pracy (już jest zatrudniona, druga pozostała na Targówku), a urząd dzielnicy

Białołęka przeprowadzi nowy konkurs na stanowisko naczelnika wydziału kadr.

 

źródło: Gazeta.pl / Gazeta Wyborcza – http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,34889,7482159,PRL_owski_pulkownik_z_esbeckimi_metodami_zwolniony.html