PRAWDZIWE OBLICZE JANA GRALEWICZA
PREZESA ROD „PALUCH MIEJSKI”
Czy Jan Gralewicz, szef wydziału kadr w białołęckim ratuszu znęcał się psychicznie nad pracownicami? Na to pytanie usiłuje odpowiedzieć komisja antymobbingowa przy urzędzie miasta.
Atmosfera w urzędzie dzielnicy jest od dłuższego czasu bardzo napięta. Wszystko zaczęło się po ostatnich wyborach, gdy nowa władza zaczęła wprowadzać swoje porządki. Nową osobą jest m.in. obecny kadrowiec.
– Kiedy się tu pojawił, powiedział, że jest czwartym burmistrzem – wspomina jedna z pracownic urzędu. – Dostał zbyt duże nieoficjalne kompetencje od burmistrza Jacka Kaznowskiego.
– Pozwolono mu na zbyt wiele – potwierdza wysoki rangą urzędnik dzielnicy. – Panoszy się po urzędzie, jak po prywatnym folwarku i w chamski sposób odnosi do pracowników. Zbyt często panie przez niego płaczą.
– Pracuję w administracji ponad 20 lat, ale czegoś takiego jeszcze nie widziałam – mówi chcąca zachować anonimowość urzędniczka. – Połowa urzędu jest sparaliżowana, bo pan kadrowy stosuje wobec pracowników esbeckie metody: straszy, ubliża i poniża. Stosuje je, gdy ktoś stanie mu na drodze i nie zgodzi się z jego zdaniem – dodaje urzędniczka.
– Przy osobie nadzorującej pracę mojego wydziału zaczął mnie parodiować i pukać się w czoło, jak do niego mówiłam – dodaje inna.
– Było bardzo dużo skarg do burmistrza i wiceburmistrzów. Niejedna urzędniczka płakałaprzez kadrowca. Niestety burmistrz sprawia wrażenie jakby to Gralewicz był jego szefem, a nie on szefem Gralewicza – dodaje urzędnik.
Inny zarzut wobec kadrowego, który zgłaszają urzędnicy, to przyjmowanie pracowników do poszczególnych wydziałów według własnego widzimisię i politycznego klucza. Gdy znalazły się osoby, które chciały przeciwstawić się takim praktykom i wytknęły kadrowemu, jak powinny wyglądać konkursy na stanowiska, zostały „ukarane”
– Wydając polecenia moim podwładnym podważał mój autorytet. Wywierał ogromną presję na ludzi, sama przez niego płakałam, płakały inne urzędniczki. Zdarzyło się nawet załamanie nerwowe przez jego zachowanie. Jedna z naczelniczek podupadła na zdrowiu i do dziś przebywa na zwolnieniu lekarskim – mówi urzędniczka.
Miarka przebrała się w czerwcu. Dwie naczelniczki: Maria Szeląg-Okoń i Ewa Dobrosielska postanowiły oficjalnie przeciwstawić się działaniom kadrowego. Złożyły skargę do burmistrza. Sprawa po wielu tygodniach leżenia w szufladzie Jacka Kaznowskiego trafiła do miasta, gdzie powołano komisję antymobbingową. Na początku lipca odbyły się pierwsze przesłuchania. – W tym czasie namawiano pracowników urzędu, by nie świadczyli na rzecz pań, które wniosły skargę, a mówili dobrze o naczelniku wydziału kadr – mówi „Echu” pracownica urzędu.
– Moim zdaniem wszystko zmierza ku ukręceniu sprawie łba – mówi radny dzielnicy. – W komisji zasiada przedstawiciel działu prawnego naszego urzędu. Jak można więc liczyć na to, że przesłuchiwani pracownicy się „otworzą” i powiedzą prawdę o kadrowcu. Całe to postępowanie jest z góry skazane na porażkę – doda-je.
A zarzuty wobec Jana Gralewicza dotyczą nie tylko mobbingu. Chodzi także o niezgodne z przepisami przyjmowanie ludzi do pracy w urzędzie. – Nabór pracowników do wydziału, za który ja odpowiadam, przeprowadzał z nadania partyjnego, a nie z konkursu, bo wprowadzał do urzędu osoby, które nie znały się na swojej pracy i były nieprzygotowane. Kiedy się mu przeciwstawiłam w tej sprawie, kadrowy zaczął chodzić po urzędzie i opowiadać, że jestem niezrównoważona – mówi jedna z naczelniczek, które złożyły oficjalną skargę.
Jedna ze skarżących pań podupadła na zdrowiu, bierze leki. Na zły stan zdrowia kobiety wpłynęła m.in. decyzja burmistrza Jacka Kaznowskiego, który stwierdził, że nie widzi możliwości współpracy z nią, bo „sprawa wyszła poza urząd”, co więcej pojawiła się informacja, że kobieta zostanie przeniesiona do urzędu na Targówku.
Postępowanie antymobbingowe zbliża się już ku końcowi. Czy kadrowemu wszystko ujdzie płazem? Nieoficjalnie wiemy, że burmistrz Jacek Kaznowski dał naczelnikowi Gralewiczowi upomnienie. Z kolei od członka komisji antymobbingowej dowiedzieliśmy się, że burmistrz przekazał obu naczelniczkom skarżącym się na kadrowca informację, że nie widzi możliwości dalszej współpracy z nimi i już podjął kroki mające na celu usunięcie kobiet z urzędu.
Mimo wielu prób, nie udało nam się porozmawiać z naczelnikiem Gralewiczem. Nie miał więc szans odnieść się do zarzutów. Jego pracownicy stwierdzili, że nie ma go w pracy przez tydzień, a oni nie mają z nim żadnego kontaktu, ani telefonicznego, ani mailowego.
Poproszony przez nas o komentarz i ustosunkowanie się do zaistniałej sytuacji burmistrz Jacek Kaznowski stwierdził krótko: – Nie będę o tym rozmawiał, to wewnętrzna sprawa urzędu.
Naszym zdaniem powód, dla którego naczelnik Gralewicz dostał upomnienie od burmistrza nie jest sprawą pomiędzy nim a Gralewiczem. Rozstanie się z naczelniczkami w takiej atmosferze – także nie może być uznane za wypadek przy pracy. Skoro jednak burmistrz publiczny urząd traktuje jak prywatną siedzibę, w której brudy pierze się w czterech ścianach, czekamy na oskarżenie „Echa” o naruszenie miru domowego.
ŻRÓDŁO: http://tustolica.pl/burmistrz-gralewicz-czy-kaznowski_26758